środa, 31 stycznia 2018

Marysia Zuzanna nie istnieje




Wyobrażam sobie, że literaci i scenarzyści, chcąc iść z duchem czasów, wcześniej, czy później zadają sobie sakramentalne pytanie: jak stworzyć silną postać kobiecą? 

Wiadome jest bowiem, że taka bohaterka powinna być wyposażona w specyficzny zestaw cech, które ułatwią czytelnikowi/widzowi/graczowi zidentyfikowanie jej jako "silnej, niezależnej kobiety". Problem w tym, że raz na jakiś czas przesadzą z wcześniej wspomnianym zestawem a wtedy robi się drama, że feminizm, że gender i jest płacz i zgrzytanie zębami. Ok, ale właściwie czemu?


O, co właściwie chodzi?


Mary Sue kojarzy się przede wszystkim z przesadą. Zwykle w kontekście kompetencji. Technicznie termin ten określa też postaci skrajnie przerysowane (parafrazując Wikipedię: buntuję się, więc ubieram tylko na czarno, słucham wyłącznie death metalu, nienawidzę ludzi i skrycie hoduję zabójcze rzodkiewki), ale w praktyce i tak używany jest przy każdej okazji gdy pojawia się postać, która jest kobietą i kopie tyłki. 

W dobie, w której zwracamy coraz większą uwagę na kwestie równości płci, temat powraca jak bumerang. Ostatni przykład? Ano Rey. Na potrzeby tego felietonu darujmy sobie dywagacje czy tytuł Mary Sue się jej należy czy nie. Interesuje mnie jedynie fala niechęci, która pojawiła się po Przebudzeniu Mocy i wzrosła na sile po Ostatnim Jedi. Zarzuty? Rey jest za dobra we wszystkim. Wniosek? Rey jest klasyczną Mary Sue. To dobry przykład bohaterki, która jest zarówno lubiana jak i znienawidzona przez relatywnie dużą ilość ludzi. 

Tworzymy Mary Sue


Proponuję pójść innym tropem. Wyobraźmy sobie postać, która po jednym traumatycznym przeżyciu (z którego fizycznie wychodzi bez większego uszczerbku) pakuje się w kolejne. Wyobraźmy sobie, że mimo sporego zabezpieczenia ze strony innych, wyszkolonych ludzi, to ona przejmuje kierownictwo nad misją. Żeby było lepiej - niech ma zerowe umiejętności w posługiwaniu się bronią. Udało się? Świetnie! To teraz mała próbka tego, jak mogłoby takie coś wyglądać. 


Wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Wszędzie wokół siebie widziała ludzi, których opuściła nadzieja. Ludzi, którzy nie wiedzieli, co robić. Wzięła głęboki oddech. 
- Hej! 
Odwrócili się w jej stronę. Jedni z niedowierzaniem, inni z wyraźną niechęcią. Wszyscy ze strachem, wypisanym na ich twarzach. 
- Chcecie przeżyć? Chcecie się stąd wyrwać?
Odpowiedziały jej nerwowe śmiechy i złość.
- Wyrwać? Stąd nie ma ucieczki! 
- Zamknij się! Nie mamy czasu na ataki paniki i jestem już zmęczona uspokajaniem cię. Jeśli mamy mieć jakąkolwiek szansę musimy trzymać się razem i współpracować. Zabezpieczcie przejście, kiedy to zrobicie ściągnijcie z głównego komputera wszystko, co może być przydatne w ucieczce. Plany konstrukcyjne, szyby wentylacyjne, ścieki. Zaznaczcie wszystko, co daje jakąkolwiek szansę. Zrozumiano?
Szybkie przytaknięcia. 
- Wy dwoje! Zaspawajcie wszystkie drzwi prowadzące do tego korytarza. 
- Tak jest! 
We wszystkich wstąpiła nowa energia. Krótkie żołnierskie komendy - to było to czego potrzebowali żeby się zmobilizować. Wzięła do ręki karabin. Nigdy wcześniej nie używała broni. Nie miała bladego pojęcia do czego służą wszystkie te pokrętła i oznaczenia, ale nie musiała wiedzieć. Jedyne, co ją interesowało to sposób ładowania i siła odrzutu. Przymierzyła całość do ramienia - karabin był ciężki... Potrząsnęła głową. Nie. Da sobie radę. Nie ma innego wyjścia. 

Ok. Wróćmy do tematu. Powyższy przykład całkiem dobrze ilustruje problem. Kobieta nie posiadająca żadnego doświadczenia w kwestiach militarnych rozkazuje wyszkolonym żołnierzom na prawo i lewo, w biegu ustalając taktykę, nie wspominając o przyspieszonym kursie strzeleckim (w dodatku "na sucho"). Brzmi absurdalnie, prawda? Gdyby umieścić taką postać w filmie mielibyśmy kogoś podobnego do Rey, tylko gorzej bo bez aury sympatyczności. A teraz... Kto zauważył, że powyższa scena to niemalże parafraza Aliena II? Ciekawi mnie, ilu ludzi stwierdziłoby, że Ripley to Mary Sue. Sądząc po miłości jaką fani serii darzą Ripley od lat - niewielu. Skąd taka rozbieżność? 

Character development

Nomen omen. Mary Sue sama w sobie nie jest problemem. Kłopot pojawia się dopiero, kiedy nasza protagonistka nie ma żadnego backgroundu, który mógłby zaświadczyć o jej umiejętnościach. Jeśli widz/czytelnik/gracz nie ma poczucia, że dana postać zapracowała na swój skill, to mamy paskudne poczucie, że bohaterka od pierwszego levelu leci na cheatach. Wtedy nie jest to wina samej postaci a kiepskiego pisarstwa. Zostaje nam też...

Gender

Nikt się chyba nie łudził, że go tu zabraknie. Jako, że wielu ludzi nie do końca wie, co to pojęcie oznacza to na blogu pojawi się cały wpis traktujący o tej tematyce, w kontekście popkultury. W dużym skrócie: w gender chodzi o to, jak odbieramy w społeczeństwie rolę żeńską i męską. 

W naszej kulturze tradycyjnie gender jest taki, że mężczyzna jest tą silniejszą stroną. W związku z tym nie dziwimy się wszelkim Schwarzenegerom, Seagalom i Stallone'om, którzy pojawiają się na naszych ekranach i są praktycznie nieśmiertelni. Mimo, że kino, literatura, gry i komiksy obfitują w podobne postaci, to nie zauważyłam żeby ludzie narzekali na Garego Stu - męski odpowiednik Mary Sue. Tak się po prostu przyzwyczailiśmy. Czy jest to normalne i naturalne? No jasne, że nie. Historia obfitowała zarówno w silnych mężczyzn jak i silne kobiety. Jednakowoż... 

Większość popkultury była tworzona przez mężczyzn i w dużej mierze dla mężczyzn (spójrzcie na liczbę reżyserów w porównaniu do reżyserek). Wątki kobiece były więc przetwarzane w sposób, jaki wydawał się odpowiedniejszy dla panów. Dzisiaj rzecz jasna filmy i inne dzieła popkultury targetowane są dla obu płci i bardzo dobrze. A jednak pojawiają się zarzuty, że kobiety są sztucznie wprowadzane do kina. 

Ach ta polityczna poprawność...

Czasami zdarza mi się tłumaczyć ludziom, których zwykle zupełnie to nie interesuje, czym jest polityczna poprawność, której lubią błędnie używać w wypowiedziach. Sprawa jest z oczywiście z góry przegrana, ale mam taką wewnętrzną potrzebę i, co zrobić. Całkiem niedawno poszłam z kolegą na Ostatniego Jedi. Kolega młody, inteligentny, taki z którym można podyskutować. Film się kończy, światła gasną a rzeczony kolega zadaje mi na świeżo pierwsze pytanie po seansie: co w tym filmie tyle kobiet?

No i jak żyć... Widzicie problem nie polega na tym, że w kinie jest teraz za dużo kobiet, albo że je się sztucznie wprowadza, albo że grają pierwszoplanowe role. Problem, dość ironicznie polega na tym, że kobiety były z kina sztucznie wycinane. W efekcie teraz, kiedy sytuacja się normuje i kobiety w końcu otrzymują należne miejsce w popkulturze, wydaje się to jakimś odważnym i nowoczesnym przedsięwzięciem. Fun fact: oryginalnie w Powrocie Jedi były pilotki, ale Lucas je wyciął. 

Napiszmy kobietę

Gdyby mnie ktoś zapytał, a wiem że nie zapyta, to na pytanie jak stworzyć silną postać kobiecą odpowiedziałabym: napisać kobietę. Badam tssss! Ok. Teraz do rzeczy. Przede wszystkim schowajmy check listę z zestawem cech do odhaczenia. Napiszmy człowieka płci żeńskiej. Z wadami i zaletami. Z umiejętnościami,które mają pokrycie w wykształceniu, doświadczeniu, wrodzonym talencie wykazywanym od dzieciństwa. Nie piszmy wymaksowanego mężczyzny w peruce i spódnicy (ekhem Ahaja, ekhem). Jeśli zaś zabraknie nam inspiracji, sięgnijmy do historii i poszukajmy przykładów silnych kobiet, które radziły sobie z umiejętnościami losu. Gwarantuję, że jest ich mnóstwo. Wystarczy tylko chcieć je znaleźć. 

A Mary Sue? 

Niech sobie żyje długo i szczęśliwie. Za jakiś czas nikt nie będzie o niej pamiętał. Po prostu trafi do jednego worka z innymi odczłowieczonymi postaciami i zamiast wzbudzać niechęć, będzie dobrą towarzyszką rozrywki.