środa, 28 grudnia 2016

O co chodzi z Ghost in the shell?


 Od kiedy w sieci pojawił się trailer do aktorskiej wersji Ghost in the shell w geekowskim środowisku zawrzało. Opinie podzieliły się na skrajnie różne, a część z nich nawet nie dotyczyła samego trailera.

Podczas gdy pewna grupka rozwodziła się nad perfekcyjnością oryginalnego anime, inna z pewną dozą nonszalancji stwierdzała, że w zasadzie to rzecz jest nudna, nieciekawa i niewarta uwagi. Poza nimi istnieje jeszcze grupa, która o Gits nigdy nie słyszała, lub słyszała ale się nie interesowała. Więc, o co właściwie chodzi i dlaczego to ważna produkcja? 



Z czym to się właściwie je?




O statusie Gits jako klasyka możecie poczytać na Lekturze Obowiązkowej. Sama analiza filmu, scena po scenie, jakkolwiek ciekawa i dla mnie bardzo kusząca została już poczyniona, więc nie będę się powtarzać. Ten tekst jest skierowany głównie do osób, które chcą zrozumieć fenomen GitS i dowiedzieć się, o co tyle krzyku. Może zdradzać pewne istotne elementy fabuły, ale zależało mi na tym żeby pokazać za, co ja osobiście cenię tą produkcję.


Myślę, że na wstępie warto nadmienić jedną rzecz: dzieło Mamoru Oshii'ego obejrzałam już jako dorosła osoba i z pewnością bardzo wpłynęło to na moją interpretację i odbiór jako taki. O samym filmie dowiedziałam się parę lat temu, kiedy zainteresowałam się tematyką cyberpunku. Co jakiś czas przewijał się tytuł Ghost in the shell jako sztandarowa post cyberpunkowa produkcja, której zwyczajnie wstyd nie znać. Zawzięłam się więc i film nadrobiłam. I... zakochałam się na miejscu. Dlaczego?



Te widoki...



Po pierwsze powalająca warstwa audiowizualna. Serio, jeśli uwielbiacie dobrze narysowane i zaanimowane produkcje, to choćby dlatego warto nadrobić GitS. Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik, postaci są wyraziste, tła niesamowicie szczegółowe, a początkowa scena z „narodzinami” cyborga przeszła już do legendy kina jako takiego. Jeśli chodzi o muzykę to przez większość filmu jest ona bardzo oszczędna, z tym, że jest to taka typowa japońska oszczędność – minimum dźwięków, maksimum treści. Chór towarzyszący Kenji Kawaii'emu  wryje się wam w głowy - gwarantuję. Jest to graficzne arcydzieło z silnym nastawieniem na dopracowane detale. Jeśli interesuje was temat przestrzeni i chcecie się dowiedzieć jak ważną rolę pełni w filmie to polecam wam TEN film.



Dzieje się




Jeśli lubicie akcję, zwłaszcza taką w futurystycznych klimatach, to raczej się nie zawiedziecie. GitS potrafi być dynamiczne, kiedy trzeba, czy to w scenie pościgu (która powinna wam się kojarzyć z niesamowicie podobną sceną z Matrixa), czy w scenie walki wręcz. Doliczcie do tego czołgi, helikoptery i szybkie auta. Także tutaj widać z jakim pietyzmem animatorzy podchodzili do swojego dzieła - wyjechali nawet na bezludną wyspę, na której mogli testować jak zachowują się naboje w kontakcie z różnymi powierzchniami. Intryga, chociaż dla mnie pretekstowa też jest zawiązana sensownie i angażuje uwagę widza, a typowy dla lat 90. motyw spisku rządowego odgrywa prominentną rolę.



Kultowe, czy nie?




Tak naprawdę tym, co świadczy o wyjątkowości animacji jest warstwa naddana, kryjąca się pod wszystkimi formalnymi zabiegami. Innymi słowy przekaz i znaczenie jakie film niesie. Ghost in the shell to wbrew pozorom wcale nie jest historia o grupie zajmującej się cyberprzestępczością, albo żeby powiedzieć precyzyjniej: nie tylko. Dla mnie GitS to zawsze i przede wszystkim opowieść o człowieczeństwie. Brzmi kuriozalnie? Jak film animowany opowiadający o cyborgach, pracujących dla sekcji bezpieczeństwa publicznego może podejmować taką tematykę? Ano może. Podobnie jak Blade Runner Ridleya Scotta, Ghost in the shell pod konwencją science fiction kryje drugie dno; szeroką gamę znaczeń, motywów i archetypów. Prowokuje do zadawania pytań takich jak; gdzie kończy się człowieczeństwo? Co świadczy o tym, że istnieję? Czym jest życie? Czy świadomość to suma wspomnień, czy też zupełnie coś innego? Czym właściwie jest świadomość? I pytanie najważniejsze: czy rzeczywiście istnieje duch w pancerzu?




Pani Major



W miarę rozwijania się historii, narracja koncentruje się na Motoko; w pełni scyborgizowanej major, która w pewnym momencie zaczyna kwestionować swoją jednostkowość. Mamoru Oshii za pomocą różnych chwytów pokazuje nam, że w świecie, w którym prywatność i unikalność niemal nie istnieją, kryzys tożsamości jest naturalną konsekwencją. Pamiętacie scenę z Matrixa? Tę, w której Neo idzie przez tłum ludzi i dekoncentruje przez kobietę w czerwieni? Siostry Wachowskie użyły wtedy bardzo ciekawego zabiegu; tłum składał się z bliźniąt. Miało to pokazać iluzję i stworzyć poczucie sztuczności, programu. Podobny koncept wykorzystany został w GitS; choć może to być trudne do wyłapania za pierwszym razem, przy ponownych seansach będziecie w stanie zobaczyć pewną powtarzalność. Modele takie same jak Motoko, identyczne plakaty wiszące na ulicach – wszystko to ma pokazać, że w tym świecie nie ma miejsca na unikalność. Nie ma miejsca dosłownie, ponieważ zgodnie z konwencją, cyberpunkowe metropolie są zatłoczone i zaśmiecone. Sama Motoko, czyli filmowa protagonistka mówi, że o jednostkowości świadczy chociażby twarz odróżniająca nas od innych. Co więc w sytuacji, kiedy nawet nasza twarz nie jest czymś, co należy tylko do nas? Idąc dalej – co jeśli tak naprawdę całe nasze ciało nie jest naszą własnością? Film pokazuje to bardzo wyraźnie – pracownicy sekcji 9 mogą zrezygnować w każdym momencie, pociąga to jednak za sobą konsekwencje w postaci oddania cyberciała i wspomnień w nim zawartych. Sukcesu nie gwarantuje nawet ucieczka, jako że do prawidłowego funkcjonowania cyborgom potrzebny jest skomplikowany serwis. Można tu mówić o sytuacji patowej, ludziach uwikłanych w wewnętrzne machinacje rządów i korporacji, które bez skrupułów pozbędą się niepotrzebnego lub groźnego balastu.





Symbolizm




Zastanówmy się chwilę nad tym ile mamy wokół siebie rzeczy - takich które są wyłącznie nasze. Zastanówmy się ile drobiazgów gromadzimy na co dzień, a na które zwykle nie zwracamy uwagi. Oshii zdaje sobie sprawę z wagi tych rzeczy. Pokój Motoko zawiera tylko jej łóżko, nie ma tam nic, co świadczyłoby o tym, że jest zamieszkany. Major nie używa nawet światła i ujęcie wnętrza, przedstawione jest w mroku. Jedyną rzeczą jaka wydaje się być jej bliska jest kurtka. Wszystko pozostałe należy do kogoś innego; całe wyposażenie, którego używa podczas misji, a nawet wspomnienia, które zawiera jej cyberciało nie są czymś, co posiada na własność.

 Spróbujmy sobie wyobrazić to poczucie zamknięcia, duszenia się w tej metaforycznej ciasnocie. Każdy człowiek potrzebuje przystani bezpieczeństwa, każdy ma jakieś drobiazgi potrafiące ukoić strach czy rozpacz. Tutaj nie ma miejsca na bezpieczeństwo czy prywatność. Nie ma nic, co pozwoliłoby na chwilę uwolnić się od beznadziejności sytuacji, nie ma nawet dokąd uciec. Wszystkie ujęcia miast pokazują brudną, zatłoczoną metropolię, pełną walających się śmieci. Można powiedzieć, że to poczucie zamknięcia zostało uchwycone przez animatorów, paradoksalnie przez ograniczenie animacji. Już wyjaśniam: intencją reżysera było aby Motoko wydawała się być jak lalka. Major praktycznie nigdy nie mruga, nie okazuje emocji, nie zmienia mimiki twarzy. Pamiętajmy, że w filmie animowanym wszystko jest o wiele bardziej intencjonalne. Animator nadaje postaci życia, ruchów, gestykulacji. Każda decyzja jest podejmowana świadomie i ma stworzyć iluzję żywej, istniejącej postaci. O tym jak Motoko różni się od innych można stwierdzić porównując ją choćby z jedynym członkiem sekcji 9, który nie ma żadnych cyborgizacji. Pięknie pokazuje to scena, w której oboje rozmawiają: mamy tu dwa różne punkty widzenia, Togusa reprezentuje bardziej ludzki, emocjonalny zaś major kieruje się czystą logiką. Widać to także w sposobie w jaki bohaterka traktuje swoje cyberciało. Nagość nie jest dla niej niczym krępującym, nie postrzega ciała jako część siebie, raczej jak skorupę, która nie jest „nią”. O ile rozumiemy, że nagość jest wymagana do użycia kamuflażu termooptycznego, o tyle ciężko nam zaakceptować, że bohaterka nie próbuje się zakryć od razu po jego użyciu. Nie jest to dla niej ważne, w przeciwieństwie do jej partnera, który zawsze dba o jakieś nakrycie – bardzo po ludzku.



Quo vadis?



Centralnym tematem filmu jest wewnętrzna podróż jaką odbywa Motoko. My widzowie widzimy jej wątpliwości, sympatyzujemy z nią, ponieważ usiłuje odszukać swoje JA w świecie, który jej to utrudnia. Z czasem widzimy jej determinację i fascynację Władcą Marionetek. Prowadzi to do ostatecznego finału i konfrontacji między tym dwojgiem. Pojawia się tu znowu pytanie o status sztucznej inteligencji lub innej formy życia narodzonej z danych. Rozważania na temat tego, czy maszyny lub programy mogą zyskać samoświadomość toczą się od lat, jednak wciąż nie znamy odpowiedzi. Wchodzi tu do gry głęboka i trudna filozofia i etyka. W pewnym momencie sama Motoko zwraca uwagę widza, że jeśli komputerowy mózg mógłby wykształcić duszę i stać się niezależny to jej istnienie podlegałoby tym większemu kwestionowaniu. Ponownie: czym jest życie? Kim jest człowiek? Co jeśli jedynym, co świadczy o moim istnieniu jest moja zdolność zadawania pytań?



Konteksty, odniesienia...



Fani pewnego pisarza mogą odnaleźć w filmie wiele znanych sobie tropów i motywów. Dość łatwo doszukać się paraleli między GitS a twórczością Philipa K. Dicka. Nie wiem czy takie porównanie zostało przez kogoś przeprowadzone, ale ciężko zaprzeczyć, że zastanawianie się nad kondycją człowieczeństwa i eksplorowanie tej cienkiej czasem granicy między rzeczywistością a ułudą, lub snem a jawą to tematy, które Dick poruszał chętnie i często. Poza przywoływanym już przeze mnie Łowcą androidów (lub dla purystów poza dziełem Czy androidy śnią o elektronicznych owcach) warto tu wymienić chociażby Ubika, czy Przypomnimy to panu hurtowo. Omówiłam pokrótce tę warstwę filmu, która zajmuje się światem wewnętrznym głównej bohaterki i humanizmem w ogóle. Teraz chciałabym przejść do kolejnego punktu, równie niepokojącego, co atrakcyjnego: złudności rzeczywistości.



Co jest prawdą?



Koncept, że wszystko wokół nas może nie być tym czym się wydaje nie został wymyślony w Matrixie. Właściwie pojawił się sporo wcześniej, choćby w takim klasyku jak Alicja w Krainie Czarów, do którego film Wachowskich poniekąd nawiązywał. Konwencja oniryczna nie jest niczym nowym i była wykorzystywana już w starożytności. Czasy współczesne zmodyfikowały jej oblicze przez, co stała się o wiele mniej jednoznaczna, służąca jakimś celom, a nie będąca celem samym w sobie. Na naszym polskim podwórku również mamy przykłady genialnego jej wykorzystania jak choćby Sklepy cynamonowe Schulza, czy Kongres Futurologiczny Lema. Mieszanie widzom lub czytelnikom w głowach, prezentowanie im rzeczywistości, która okazywała się być zaledwie lustrzanym odbiciem prawdziwej lub jej zupełnym przekształceniem jest fascynujące i może służyć konkretnym celom.


Skąd ten krótki fragment o oniryzmie? Przede wszystkim stąd, że przestrzeń kreowana w tej konwencji, nieważne jak realistyczna zawsze okazuje się fałszywa. W sytuacji, kiedy nie możemy zaufać własnym oczom, kiedy oczywistości i pewniki okazują się jedynie kłamstwem sypią się filary samej naszej egzystencji. Tracimy poczucie bezpieczeństwa, nie tylko nie wiemy w jakim świecie żyjemy, ale nie znamy zasad jakimi się rządzi. Co jeśli tak jak w Matrixie można je łamać lub naginać? Co jeśli nic, co widzę nie jest prawdziwe? Jedną z najważniejszych rzeczy czyniących człowieka indywidualnością są wspomnienia. Ludzie mają różne doświadczenia, a one wpływają na to jak widzimy świat i pomagają kształtować naszą osobowość. Nawet jeśli nie zostanie mi nic, mam przecież swój własny umysł, swoje myśli, wyobrażenia, wspomnienia, do których mogę wrócić. Prawda? Nie w świecie Ghost in the shell.


Ciężko sobie wyobrazić jak niewyobrażalną tragedią musi być wszczepienie fałszywych wspomnień. Nie da się ich odróżnić od prawdziwych, nie da się ich wykasować. Trzeba żyć ze świadomością, że coś na czym zbudowało się swoje motywacje może być kłamstwem. Oshii pokazuje nam to dokładnie w scenie ze śmieciarzem, któremu zaprogramowano wspomnienia o nieistniejącej rodzinie. Nie tylko naruszone zostają tu intymne bariery ludzkiego umysłu i zostaje pogwałcona suwerenność jednostki. Jest to akt terroru odciskający się głębokim piętnem i kładącym cieniem na całe życie. Tak inwazyjna ingerencja jest tym gorsza, że manipulowany człowiek jest przekonany o tym, że sam podejmuje decyzje, podczas gdy w rzeczywistości jest zupełnie zewnątrzsterowny. Ponownie więc trzeba zapytać: czym jest rzeczywistość? Tym, co widzę, że jest? Tym, co myślę, że jest? A może nie istnieje prawdziwa rzeczywistość? Może wszyscy jesteśmy marionetkami w czyiś rękach? Niemożliwym jest ustalenie czegoś takiego.



Wiele warstw



Ghost in the shell prowokuje subtelnie do innych, mniej oczywistych rozważań; o statusie technologii w naszym życiu, o tożsamość w wielokulturowych społecznościach, nawet o brutalność służb specjalnych. Sednem tego wszystkiego jest to, że nie jest to prosta historia z efektownymi wybuchami. W istocie podejmuje najdawniejsze i najtrudniejsze tematy z jakimi boryka się ludzkość. O człowieczeństwo i życie samo w sobie. Słyszałam opinie, że GitS jest nudne, że wolno się rozwija, że jest przekombinowane, zbyt egzaltowane. I... mogę te opinie zrozumieć. Jeśli chodzi o moje odczucia to wpisuje się idealnie w niszę filmową, która jest mi bliska - intelektualne science fiction. Nie przeszkadza mi, że akcja rozwija się wolno jeśli całość jest dobrze skonstruowana i prowadzi do jakiejś konkluzji. Wiem jednak, że nie jest to film dla każdego. Osobiście kojarzy mi się trochę z Odyseją kosmiczną 2001, która też podejmowała się trudnych tematów i dłuuuuuugo rozkręcała i z przywoływanym parokrotnie Blade Runnerem. Głęboko zachęcam żebyście spróbowali obejrzeć ten film i wyrobić sobie własną opinię. Nawet jeśli będzie negatywna, to przynajmniej napatrzycie się na piękne kadry.







Dziękuję, że poświęciłeś chwilę na przeczytanie tego tekstu. Jeśli zainteresował cię temat Ghost in the shell to polecam zapoznanie się z jakąś analizą, dla przykładu . Jest wiele rzeczy, o których nie wspomniałam, wiele motywów, których nawet nie tknęłam (jak choćby pojawiające się lustro). Pamiętaj, że masz prawo zarówno przyznać mi racje jak również się ze mną nie zgodzić, dlatego zachęcam do komentowania i dyskusji.

Trzymaj się ciepło!